poniedziałek, 26 października 2015

Entourage. Powrót starych znajomych

Przede wszystkim - nie zabierajcie się za film, jeśli wcześniej nie widzieliście serialu. Słowa mogą wielu zrazić, ale gwarantuję, że nie będziecie w stanie wyłapać wielu żartów i smaczków dla wtajemniczonych. Film najprawdopodobniej będzie wówczas jedną z wielu amerykańskich komedii, z kolei fani powinni czuć się usatysfakcjonowani. Kinowa wersja "Ekipy" jest jak impreza Waszego kumpla, na której będą jedynie jego starzy znajomi. I niby wciąż będziecie się nieźle bawić, ale w którymś momencie, i to nie raz i nie dwa, pojawią się historie zaczynające się od słów: "A pamiętacie, gdy...". Wszyscy już na początku będą pękać ze śmiechu, a Wy nie będziecie wiedzieć o co chodzi. Dlatego tak ważne jest wcześniejsze zapoznanie się z serialem.


Doug Ellin, twórca zarówno telewizyjnego pierwowzoru, jak i filmu, zadbał oczywiście o to, by w temat wprowadzić tych niezaznajomionych, dlatego też kinowa wersja rozpoczyna się od ukazania fragmentów dokumentu z Vincentem Chasem i jego ekipą. Widzowie, którzy chcą sięgnąć jedynie po film, powinni zrozumieć fabułę, ale niemożliwością jest wychwycenie wszystkich smaczków, od których aż się roi. Wspominając choćby o takim banale jak utwór muzyczny zespołu Jane's Addiction, który towarzyszył fanom serialu przez osiem sezonów i na twarzach których już wtedy pojawią się pierwsze uśmiechy. Dla reszty to będzie po prostu kolejna piosenka.

Kinowa wersja "Ekipy" nie jest zresztą takim typowym filmem, a bardziej przypomina kontynuację ostatnich wątków serii, sprawiającą wrażenie przedłużonego odcinka, aniżeli oddzielnej historii. Główny bohater, aktor Vincent Chase, staje przed swoim debiutem na stołku reżyserskim, którego budżet przekroczy początkowe założenia, dlatego musi znaleźć na niego dodatkowe środki. Cały ten kłopot spadnie na głowę jego agenta, Ari'ego Golda, który po krótkiej emeryturze, wraca do wielkiego świata Hollywood.

Ellin doskonale wie, które postacie były największą siłą serialu i czego oczekują fani, dlatego nie bez powodu najwięcej miejsca w filmie dostali właśnie Jeremy Piven w roli Ari'ego i Kevin Dillon, który wciela się w Johnny'ego Dramę. Piven kradnie całe show i ponownie jest największą gwiazdą "Ekipy". Po czterech latach przerwy nie zapomniał jak się gra nabuzowanego agenta i raz jeszcze bryluje na ekranie rzucając kolejnymi błyskotliwymi żartami. Twórca nie zapomniał również o kolejnej wielkiej sile serialu, a więc gościnnych udziałach znanych gwiazd kina i nie tylko. Mamy tu zarówno dłuższe role (Emily Ratajkowski czy Haley Joel Osment), jak i krótkie, ale i przezabawne migawki (zobaczymy choćby Liama Neesona, Jessikę Albę czy Thierry'ego Henry).


Humor humorem, ale kluczową częścią serialu byli oczywiście bohaterowie. Widz w pierwszym odcinku poznał ich jako nieznane osoby w świecie Hollywood i przez lata trwania serii wspólnie z nimi przeżywał wzloty i upadki oraz obserwował ich drogę na szczyt. Doskonale więc wie na co ich stać, jak zachowują się wobec siebie i jak wyglądało ich życie. Ktoś kto swoją przygodę z "Ekipą" zacznie od kinowej wersji, dostanie gotowy twór. Chase jest już gwiazdą, a jego ekipa pływa w dolarach. Z takimi postaciami i w tak krótkim czasie również trudno się utożsamić, dlatego lepiej wpierw sięgnąć po serial. 

Spytacie czy warto... Serialowa "Ekipa" to nie tylko szampańska zabawa podana w najlepszej z możliwych form humoru, ale jednocześnie pozwala zaglądnąć do Hollywood od środka i życia osobistego jego bohaterów, nie tylko części zabawnej, ale nie raz będziecie świadkami trudnych chwil, których w filmie brakuje. Jednocześnie przy tym wszystkim dostajemy inteligentną krytykę tego całego światka znanego nam z kina i telewizji oraz ironiczne spojrzenie na tę machinę.


Dla wielbicieli telewizyjnej wersji - czego tu nie ma? Nie ma dramatyzmu, kinowa "Ekipa" jest podana w najlżejszej formie z możliwych. Można również odnieść wrażenie, że wszystko dzieje się odrobinę za szybko, mimo iż długość filmu równa jest trzem odcinkom. Ellin starał się znaleźć miejsce dla wszystkich, ale jednocześnie zabrakło mu czasu, by każdy dostał wystarczające minuty na ekranie. Dlatego np. perełka serialu, a więc dialogi między Arim a Lloydem ograniczają się do kilku pstryczków na temat obecności Golda na weselu swojego byłego pracownika. Mało czasu otrzymał również Billy Walsh czy Dana Gordon. 

Filmowa wersja jest więc właśnie jak wspomniane spotkanie ze starymi znajomymi po latach. Niby wszyscy oni tam są i bawimy się świetnie, ale nie ma za bardzo czasu na dłuższą rozmowę z każdym z nich. Z pewnością jednak wyjdziemy z takiego spotkania usatysfakcjonowani.


Ocena: 7+/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz