wtorek, 13 października 2015

X, y i zet - czyli kto się boi Elizabeth Taylor?

Podczas seansu "X, y i zet" nie trudno oprzeć się wrażeniu, że mamy do czynienia ze swego rodzaju brytyjskim odpowiednikiem "Kto się boi Virginii Woolf?", biorąc pod uwagę dodatkowo wspólny mianownik obu produkcji, czyli Elizabeth Taylor w roli głównej. Postać Zee, w którą wciela się legendarna aktorka jest zresztą bliźniaczo podobna do bohaterki uznanego filmu Mike'a Nicholsa.


W scenie otwierającej "X, y i zet" obserwujemy główną parę, gdy ta beztrosko gra w ping-ponga, śmiejąc się przy tym, dobrze bawiąc i ewidentnie sprawiając wrażenie, że dobrze czują się w swoim towarzystwie. To jednak iluzja, pozory stwarzane przez szczęśliwą parę. Słodka bańka mydlana, w której znajduje się małżeństwo w końcu pęka, kiedy Zee dowiaduje się, że jej mąż zakochał się w dużo młodszej Stelli. Od tego momentu jesteśmy świadkami ciągłych gierek, najpierw słownych, ale wraz z pogłębiającym się kryzysem para przekracza coraz to ryzykowniejsze granice. Zwłaszcza czyni to Zee, która w pewnym momencie tak nienawidzi swojego życiowego wybranka, że kłótnie jej nie wystarczają i nawet planuje jego morderstwo, oczywiście pod pozorem nieszczęśliwego wypadku.

Zee jednak tak naprawdę kocha swojego męża, ale nie potrafi przyjąć do wiadomości, że jej miłość życia woli być z inną kobietą niż z nią. Jej strach przed utratą ukochanego i widmo samotności doprowadza ją do głębokiej desperacji. Elizabeth Taylor czuje się w takiej roli jak ryba w wodzie, co potwierdziła wcześniej rolą niezrównoważonej psychicznie bohaterki w wyżej wspomnianym "Kto się boi Virginii Woolf?", za którą to kreację została nagrodzona po raz drugi w swojej bogatej karierze, Oscarem. Sytuacja, w której jej bohaterka ze słodkiej żony przeistacza się w wredną jędzę, to wspaniałe widowisko dla entuzjastów dobrego pokazu umiejętności aktorskich.

Postać Michaela Caine'a, który wciela się w rolę jej męża, Roberta, jest bardziej stonowana, to on jest kreowany na ofiarę w tym związku, ale swoje za uszami również ma i jeśli trzeba - gdy żona zdecydowanie przekroczy granicę - potrafi się jej odgryźć.


Obraz Briana G. Huttona furory jednak nie zrobił zarówno w swoim czasie, jak i po latach. Elizabeth Taylor została doceniona jedynie przez włoską akademię filmową, która przyznała jej statuetkę dla najlepszej aktorki zagranicznej, a produkcja otrzymała również nominację do Złotego Globu za najlepszy film zagraniczny, ale obecnie ze świeczką szukać osób, które obejrzały to dzieło.

Film to pojedynek dwóch aktorów, Caine i Taylor są niesamowici, ich gierki słowne i kłótnie, to coś czym widzowie powinni być zachwyceni, aktorski pokaz z najwyższej półki. Dialogi są żywiołowe, historia jest angażująca, a całość sprawia wrażenie adaptacji sztuki teatralnej, chociaż w żadnym wypadku nie można mówić tu o przeszarżowaniu.

Ocena: 8/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz