wtorek, 5 listopada 2019

Recenzja filmu "The Irishman"

"The Irishman" przez pewien czas może wydawać się tylko zbiorem the best of włoskiego kina mafijnego. Scena za sceną dostajemy facetów w garniakach z cygarem w ręku, szemrane interesy w barach i giwery wchodzące w użycie z wysoką częstotliwością. Jak Joe Pesci siedzi przy stole, to czekam tylko aż wypali "funny how". Jak De Niro dzwoni z budki, to już w głowie Kasyno. Za kamerą oczywiście Scorsese, przed nią nie tylko ta dwójka z Pacino, ale i Harvey Keitel się przewija, syn Dustina Hoffmana czy pół obsady "Boardwalk Empire" (warto znać przed seansem), w którym Martin też palce maczał. Gdzie nie spojrzeć tam legendy lub nawiązania do legend.


Trudno się w to wkręcić, myślisz sobie no dobra Martin, ale co poza tym. A zaraz wchodzi komputerowo odmłodzony De Niro i łapiesz się za twarz. Jednak warto dać temu czas, Scorsese sobie go również daje, 3 i pół godziny jest tu świetnie spożytkowane. Po chwili komputer przestaje przeszkadzać i dochodzi do ciebie, że "to tylko tyle", to poziom nieosiągalny dla nikogo innego. Scorsese gra we własnej lidze. I zaczynasz to wszystko chłonąć, bo jak pomyślisz sobie do jakiego filmu można by "Irishman" poziomem porównać, to trzeba się cofnąć aż do 1995 Kasyna i 1990 Goodfellas.

Myślę, że niewielu z was miało przyjemność podziwiać te arcydzieła po raz pierwszy w kinach. Martinowi udało się bardzo skutecznie zabrać nas ponownie do tych lat. To nie jest odgrzewany na szybko kotlet w mikrofali, to prawdziwa uczta.

Wydaje mi się, że choć "The Irishman" zbiera fantastyczne recenzje, to zostanie dopiero tak należycie doceniony po śmierci legend z nim związanych. Gdy wówczas dojdzie do nas, jak wiele kino i my, widzowie stracili. Scorsese jednak dał wszystkim należyte pożegnanie.

Przepraszam jeśli ostatnie zdanie zabrzmiało chłodno i cynicznie, ale też Scorsese dotyka zagadnienia "co potem" po tej całej gangsterce, tak trafnie jak nigdy dotąd i nieprzypadkowo robi to właśnie w takim filmie, w tym momencie swojego życia, z takimi legendami.

Wspaniale ich widzieć wszystkich w najwyższej formie. De Niro jest świetny, Pacino znakomity, Pesci fenomenalny. Pesci znika z aktorstwa na dekadę, wraca na wyjątkowy raz i znów rozstawia wszystkich po kątach. Jaki to jest szef.

Dziękuję Martin z całego serca.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz