czwartek, 7 listopada 2019

Recenzja filmu "Waves"

Z wkręceniem się w "Waves" nie miałem już najmniejszego problemu. W zasadzie zadziałał już w pierwszych sekundach, gdy naszym oczom ukazuje się przepięknie czerwony tytuł, a chwilę później na czołówce rozbrzmiewa energiczny kawałek, który od razu sprawia, że kręcisz nogą w jego rytm.


Waves jest przepiękne. W świecie Waves chciałoby się żyć, chciałbym budzić się każdego ranka i spoglądać przed siebie w tytułowe WAVES na tle oceanu. Bohaterowie biegają wokół zraszaczy, mokną od wody, a ty chcesz biec razem z nimi. Nawet jak policja przyjeźdża po bohatera, to zespolenie ze sobą na ekranie czerwieni i błękitu jest tak śliczne, że w gardle staje. Każde ujęcie jest tu absolutnie urzekające.

Czy można stwierdzić, że film jest przestylizowany? Oczywiście, widzę takie zarzuty, ale Waves nie oszukuje, praktycznie od samego początku. Wystarczy rzut okiem na plakat, potem na trailer, na fabułę. To będzie piękny film. Nie będzie niczym innym. Nie było sekundy, w którym nie mógł mi się spodobać.

Ale nie samym pięknem "Waves" stoi. To najlepsza historia, jaką w tym roku widziałem. Nadzwyczaj szczera, dotyka we wszystkie rejony, które powinna. Scenariusz podejmujący wiele problemów i we wszystkich ma wystarczająco wiele do powiedzenia. To historia dobrzej usytuowanej rodziny, w której na pierwszy rzut oka niczego nie brakuje. Historia syna i córki. To piękna historia miłosna, ale i jednocześnie okrucieństwo życia, brutalne konsekwencje podejmowanych decyzji, popełnionych błędów, po których odwrotu już nie ma i o drugich szansach można zapomnieć.

"Waves" jest fenomenalnie zagrane. Kelvin Harrison Jr. jest odkryciem 2019. Nieprawdopodobny rok, przełomowy. Niewykluczone, że pierwszy raz w życiu słyszycie to nazwisko, ale wystarczy sięgnąć po "Waves", "Luce" i "The Wolf Hour". Ma 25 lat i z każdą kolejną rolą rośnie. Na drugim planie jest znakomity Sterling K. Brown, którego kreacja przywodziła mi nieco na myśl tą stworzoną przez Mahershalę Aliego w "Moonlight".

Skojarzeń z "Moonlight" jest zresztą trochę więcej. Ten film jest tak zrealizowany cudownie, że wygląda jak dzieło Barry'ego Jenkinsa, którego nigdy nie stworzył. Nie powiem, że "Waves" trafi absolutnie do każdego, bo ktoś może zarzucić przestylizowanie czy ktoś w tej całej szczerości relacji i dialogów odnajdzie fałsz przez właśnie nadmierny realizm, ale ja w nim odnalazłem mój film roku. Nie zobaczę nic lepszego. Nie ma na to szans.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz