piątek, 25 marca 2016

Jak stworzyć mordercę - recenzja serialu "Making a Murderer"

"Making a Murderer" żyje pół Ameryki. "Making a Murderer" wzbudza wiele dyskusji i kontrowersji. "Making a Murderer" jest najlepiej ocenianym serialem 2015 roku w serwisie IMDB. W Polsce jednak słyszeli o nim nieliczni.




To dokumentalny serial Netflixa opowiadający o Stevenie Averym, który w wieku 23 lat został skazany na 32 lata więzienia za gwałt i usiłowanie morderstwa. Ofiarą dobrze usytuowana kobieta, sprawcą mężczyzna z rodziny o wątpliwej reputacji, więc wniosek prosty. Na wolność wyszedł po 18 latach, odbywając karę za zbrodnię... której nie popełnił. Koniec? Nie, to dopiero pierwszy odcinek, a jest ich łącznie 10. Tyle Wam jednak wystarczy, generalnie im mniej wiecie o całej sprawie, tym lepiej, ponieważ kolejne odkrywane karty bez wątpienia zmrożą Wam krew w żyłach.

Ten serial przeraża, szokuje, wzbudza emocje, powoduje irytację, a w końcu niedowierzanie. Wielokrotnie będziecie powtarzać sobie, że tak się nie działo, że to nie jest możliwe. W pewnym momencie możecie nawet dojść do wniosku, że oglądacie paradokument, w którym na końcu okaże się, że wszystkie oglądane wydarzenia zostały sfingowane.

Takie rzeczy jednak działy się naprawdę i to jest w tym najgorsze. Podczas gdy wielu z nas prowadziło spokojną egzystencję, gdzieś na drugim końcu świata w stanie Wisconsin Steven Avery przesiedział 18 lat w więzieniu za czyn, którego nie popełnił. To jednak małe piwo w porównaniu do tego, z którym musi zmierzyć się w kolejnych epizodach swojego życia.



Oczywiście, duet kobiet odpowiedzialnych za tworzenie serialu nie o wszystkim wspomniał, co zresztą jest czymś zupełnie normalnym. Produkcja trwała 10 lat, na taśmie zarejestrowano więc tysiące godzin materiału, dlatego nie na wszystko znalazło się miejsce.

Jeśli kogoś nie pociąga forma dokumentu, to już spieszę z wyjaśnieniem. Realizacja jest niezwykle filmowa, opowieść nie jest przedstawiana chronologicznie. Nie wszystko podawane jest od razu na tacy, dzięki czemu co chwila zaskakiwani jesteśmy kolejnymi zwrotami akcji, które prowadzą do następnych konkluzji. Napięcie dozowane jest doskonale, klimatyczne zdjęcia przywodzą na myśl "True Detective" z HBO - małe miasteczko, zamknięta społeczność, "redneckowa" rodzina Averych jako jego wyrzutki trzymające się na uboczu. Zwłaszcza wrażenie sprawiają nagrania telefoniczne z offu, podczas których reżyserki tworzą niepokojącą atmosferę bazując na fotografowaniu ponurej miejscowości.

Każdy z bohaterów wzbudza emocje, negatywne lub pozytywne, każdy przy tym nie jest przedstawiony jako człowiek bez wad. Widz im kibicuje, na innych się denerwuje, a na kolejnych niecierpliwi. Przerażającym jest jednak fakt, że postacie w pewnym momencie można nawet traktować jak bohaterów serialu, zapominając, że są to prawdziwi ludzie, którzy żyją w naszych czasach i którzy aktualnie walczą o swoje życie oraz przekonania.



Twórczynie serialu bezwzględnie ponadto stawiają pod lupę i obnażają działania amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. W końcu sąd skazał niewinnego człowieka na 30 lat więzienia, opierając się na nieznacznych dowodach, ignorując fakt, że podejrzany posiadał alibi od 22 osób. Wystarczająco przerażające? To raz jeszcze przypomnę - ten pierwszy epizod życia Avery'ego, któremu poświęcono jeden odcinek serialu, to naprawdę nic w porównaniu do kolejnych fragmentów.

Wyobrażam sobie jedną rzecz, którą można zarzucić serialowi. Że jest zbyt jednostronny. Jednocześnie jednak jestem zdania, że widz jest na tyle inteligentny, że potrafi czytać między wierszami i wnioskować z mnóstwa wskazówek, które ukierunkują myślenie w drugą stronę. Poza tym nie widzę wad - tak przejmującej, emocjonującej, szokującej i trzymającej rzeczy w napięciu nie było od dawna.

Ocena: 10/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz