piątek, 20 stycznia 2017

Recenzja filmu "Split"

Dawno nie wyszedłem tak zadowolony z kina. I nie to, że zobaczyłem arcydzieło, ale dlatego, że w końcu z pełną świadomością mogę napisać - M. Night Shyamalan wrócił.




Jestem fanem reżysera, więc z rozpaczą patrzyłem na to co wyczyniał w ostatnich latach, jak łapał się kolejnych coraz to dziwniejszych projektów. Ciężko było patrzeć na ten upadek, na to marnotrawstwo talentu do opowiadania intrygujących historii.

W "Wizycie" pojawił się jednak zalążek powrotu do formy. Twórca "Szóstego zmysłu" bawił się gatunkiem mockumentary, horrorem, komedią, a na koniec znów zaskoczył ciekawym zwrotem akcji. Ten eksperyment poniekąd się udał, ale dopiero "Splitem" udowodnił swoją wartość, którą mogliśmy podziwiać sprzed prawie 20 laty.

Shyamalan znów potrafi utrzymać widza głęboko w fotelu praktycznie przez cały seans. Umiejętnie buduje napięcie, sieje niepewność i tajemnicę, a nawet wie jak przestraszyć. Przestojów tutaj naprawdę niewiele, chcemy wiedzieć co wydarzy się za chwilę i jak ta akcja się rozwinie, a reżyser jest w stanie sprostać naszym oczekiwaniom.

Powiedzieć, że pomaga mu w tym James McAvoy, to nie powiedzieć nic. Czy bez jego udziału filmu byłby na tyle dobry? Szkot gra tu jedną z najlepszych ról w swojej karierze. Jeśli wiecie o czym opowiada "Split", nie powinniście być zaskoczeni, wszak ma tu ogromne pole do popisu i wykorzystuje je w każdym calu. W jednej chwili wzbudza sympatię widza, śmiech, współczucie, by w kolejnej stać się przerażającą istotą.

Moje serce fana się dziś raduje, "Split" to jeden z najlepszych thrillerów 2016 roku. Shyamalan decyduje się nawet na kilkukrotne puszczenie oczka do zaznajomionych z jego twórczością. Byle tylko na tym filmie nie poprzestał.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz