wtorek, 7 lutego 2017

Recenzja filmu "Threads"

Wyobraźcie sobie film katastroficzny. Macie przed oczami? Co widzicie? Efekty specjalne. Wysokobudżetowe widowiska. Walące się budynki. Głównych bohaterów ścigających się z czasem.




Brytyjczycy wyłożyli 250 tysięcy funtów(!) i nakręcili po swojemu. Przerażająco realistyczną wizję przyszłości. Bohaterami zwyczajni ludzie, miejscem akcji Sheffield. W rolach obsadzono naturszczyków, debiutantów i nieznane nikomu nazwiska. Film wygląda na pierwszy rzut oka na robotę amatorów, ale niech pozory Was nie zmylą. Realizacja nie bez powodu przypomina reportaż wojenny.

Zaznaczę, że rok powstania filmu to 1984, wciąż czasy zimnej wojny, kiedy sytuacja wybuchu konfliktu nuklearnego nie była takim znowu nie z tej ziemi scenariuszem. Mogę sobie jedynie wyobrazić jakie wrażenie "Threads" robił wtedy, jeśli wciąż szokuje po dziś dzień.

Doskonale sportretowano dni i tygodnie przed wybuchem. Najpierw otrzymujemy skrawki informacji, kilka zdań między wiadomościami sportowymi, a pogodą. Z czasem sytuacja się zazębia, zagrożenie jest wyczuwalne i niemal namacalne. Nikt w taki obrót sprawy jednak tak naprawdę nie wierzy. Potrwa szum maksymalnie dwa tygodnie i sytuacja wróci do normy. Gdzieś to wszystko dzieje się z dala od nas, wśród polityków, głów państw. My mamy swoje życie.

Wystarczył jednak jeden dzień, kilka minut, by ich życie zamieniło się w nieodwracalne piekło. Tu na ziemi. Ci, którym udało się przeżyć atak muszą walczyć o przetrwanie w skażonym środowisku. To tylko wstęp do prawdziwej historii, o której nie chcę za dużo mówić. Powiem jedynie, że każde kolejne wydarzenie szokuje bardziej od poprzedniego. Czasem aż nazbyt dobitnie, ku przestrodze.

Oglądanie "Threads" nie należy do przyjemnych seansów i to nie tylko z powodu celowo złej jakości obrazu i kronikarskiej realizacji. Operator rzadko kiedy cofa się przed granicę. Sugestywne sceny, bardzo agresywny montaż, aż nazbyt realne przedstawienie wydarzeń i efekt piorunujący. Gdyby Brytyjczycy mieli swoje "Idź i patrz", myślę, że byłby nim "Threads". Nie pozostawia nikogo obojętnym.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz