sobota, 10 grudnia 2016

"Toni Erdmann" na Europejskich Nagrodach Filmowych

Przypadkiem obejrzałem najlepszy film roku. We Wrocławiu rozdane zostaną dziś Europejskie Nagrody Filmowe. Z tej okazji kino Nowe Horyzonty pokazało wszystkie nominowane produkcje w tym roku. Wśród nich nie mogło zabraknąć "Toniego Erdmanna".




Zainteresowany byłem przede wszystkim projekcją "Egzaminu", bo choć o Tonim słyszałem dużo i jeszcze trochę, tak w moim przypadku jak grochem o ścianę. Jeszcze przedwczoraj zastanawiałem się czy nie lepiej obejrzeć jeszcze raz "Pokój", bo po pokazie miała się odbyć dyskusja z reżyserem filmu. A może w ogóle olać ten wypad, bo seans o 9:30 i się wyspać jak normalny człowiek?

Takie myśli krążyły. Bilet w końcu zakupiłem, ale ani mi się uśmiechało wybierać na Toniego, bo po kompletnie nieprzespanej nocy sądziłem, że będę umierał w kinie na blisko 3h niemieckim filmie.

To nie miało się udać, a jednak. Seans Toniego był jak kawa, speed i kokaina podane w jednej chwili dożylnie. Film przykuwa uwagę widza od pierwszej do ostatniej minuty, nawet gdy akurat ten nie ma na niego ochoty. Jeśli sądziliście, że nie jest możliwe stworzenie trzygodzinnego, pierwszorzędnego komediodramatu, który zapewni i salwy śmiechu i poważne rozmowy, to nie widzieliście "Toniego Erdmanna".

Głównym bohaterem jest Winfried żyjący w myśl zasady: wszystko co robisz, rób dla zabawy. Bądź spontaniczny. Blisko 70-letni emerytowany nauczyciel i rozwodnik dnie spędza na strojeniu żartów z sąsiadów i przypadkowych ludzi, którzy zapukają do jego drzwi. Sarkazmem rzuca na lewo i prawo, a i chętnie wymaluje się cały i ubierze w śmieszne wdzianka. Umiar nie jest mu znany, dostaje się absolutnie każdemu i w każdej sytuacji.

Winfried pewnego dnia postanawia bez zapowiedzi odwiedzić swoją dawno niewidzianą córkę, która stanowi jego kompletne przeciwieństwo. Ułożona, ambitna, poważna, poświęcająca się w 100% pracy Ines, dla której ostatnim życzeniem byłby niespodziewany widok ojca. Razem spędzają parę dni, podczas których nie zabraknie zgrzytów, krzyków i poczucia zażenowania, a po wszystkim głośnego westchnienia ulgi kobiety, że ten koszmarny weekend dobiegł wreszcie końca. Wtem Winfried, widząc jak córka męczy się pod tą sztuczną kopułą doskonałości, postanawia wprowadzić w jej życie 'drobną' zmianę.



Przede wszystkim jestem zachwycony tym, jak twórcy są oryginalni w tworzeniu coraz to nowych, zaskakujących żartów. Każdy następny zabawniejszy od poprzedniego i łamiący kolejną barierę przyzwoitości, jednocześnie przy tym nie są w najmniejszym stopniu wulgarni. To dopiero sztuka. Doskonale opanowali każdy rodzaj humoru i operują nim z dystansem oraz smakiem.

Grzebiąc w pamięci i przywołując wszystkie życiowe seanse, nie przypominam sobie bym kiedykolwiek częściej śmiał się w kinie, a w trakcie projekcji miałem wrażenie, że ludzie w pewnym momencie zaczną wstawać i bić brawa. Tak fenomenalną atmosferę potrafił film wytworzyć.

Jednak w błędzie jest ten, który myśli, że na tym koniec, bo dobry humor jest tylko bodźcem do pokazania większej historii. Sceny nasiąknięte dramatycznym kontekstem są z wysokiej półki, znakomicie przedstawiono tematykę samotności, niemożność porozumienia się, relację ojciec-córka, a kontrastowanie światów Winfrieda i Ines i ironiczne spojrzenie ku nim wyszło nadzwyczaj trafnie.

Ta opowieść straciłaby jednak wiele na swej wyjątkowości, gdyby nie fenomenalne kreacje aktorskie. Nie zawaham się stwierdzić, że to najlepsza rola zarówno męska i kobieca, jaką w tym roku widziałem, a za mną ponad 60 tytułów, w tym oscarowi faworyci na czele z "Manchester by the Sea" czy "Moonlight". Często używam w kontekście tego filmu określenia najlepszy, ale w mojej opinii "Toni Erdmann" jest w wielu aspektach nr 1. To najlepsza komedia od niepamiętnych czasów i dotychczas mój film roku.

Na osłodę sobie dodam jeszcze, że warto było odpuścić spotkanie z Lennym Abrahamsonem nie tylko dlatego, że zobaczyłem taki film, na który bym nigdy do kina nie poszedł. Ale też z tego względu, że organizatorzy przygotowali znakomitą niespodziankę dla zgromadzonych. Gościem dyskusji po filmie był nie kto inny jak Peter Simonischek, który wcielił się w główną rolę. Nie dość, że fantastyczna kreacja, to jeszcze zabawny facet także wśród relacji z widzami.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz