środa, 1 listopada 2017

Recenzja serialu "Human Planet"

Dopiero po trzech odcinkach (jest osiem), ale już teraz z ręką na sercu mogę powiedzieć, że "Human Planet" jest najlepszym serialem dokumentalno-przyrodniczym, jaki widziałem. Tak fascynującej rzeczy dawno nie miałem przyjemności oglądać.




Dzięki Netflixowi mogę w końcu nadrobić kilka pozycji z tego gatunku. Świeżo po "Planet Earth", czyli drugiego najlepszego serialu wg serwisu imdb, zabrałem się za następny. Moim zdaniem "Human Planet" jest znacznie żywszy i dużo bardziej różnorodny. Co prawda "PE" obfituje w masę dobrych ciekawostek, jednak przynajmniej u mnie nie zapewnił takiego zafascynowania. W dodatku aż 3 odcinki z 11 były o zwierzętach wodnych, które niezbyt mnie interesowały.

Głównymi bohaterami w "Human Planet" są natomiast ludzie, którzy zamieszkują na stałe najbardziej ekstremalne rejony tego świata i codziennie walczą tam o przeżycie, często wśród egzotycznych zwierząt. Albo stanowią ich pożywienie albo uczą się z nimi współpracować. W Brazylii choćby delfiny bezinteresownie pomagają ludziom łowić ryby. Poważnie. Podczas ośmioodcinkowej podróży zwiedzimy przeróżne zakątki, w pierwszych trzech były oceany, pustynie i Arktyka.

W pierwszym jest np. wątek o ludziach, którzy całe swoje życie spędzają na oceanie, mając domy dryfujące na wodzie. Na ląd wychodzą bardzo rzadko, jedynie w celu uzupełnienia paliwa do łodzi. Bez prądu, bez jakichkolwiek wszelako rozumianych obecnie rozrywek czy przyrządów do codziennego życia. Ocean dostarcza im wszystkiego, czego potrzebują. Twórcy spotkali tam mężczyznę, który pod wodą potrafi spędzić do pięciu minut bez żadnego sprzętu, jedynie opierając się na fizyce własnego ciała. W ten sposób może schodzić na głębokość 20 metrów i łowić ryby.



Z kolei w Afryce jest takie plemię Wodaabe, które po obfitych deszczach raz do roku może porzucić swoje codzienne obowiązki i udać się na jeden z najbardziej nadzwyczajnych zgromadzeń płodności na świecie. Przez kilka dni mężczyźni odziewają barwne stroje i malują twarze, by oddać się tańcom, podczas których wybierani są ci najlepiej się prezentujący. Nawet żonaci mężczyźni i mężatki na ten czas dostają dyspensę od współmałżonka i mogą znaleźć innego partnera.

W odcinku arktycznym zaciekawiło mnie m.in. miasteczko Churchill w Kanadzie, w którym przez całą jesień mieszkańcy muszą obawiać się... wędrujących tam niedźwiedzi polarnych. Ponad 300 drapieżników w drodze powrotnej z polowań na lodzie poluje na ludzi. Zadaniem straży jest więc ochrona mieszkańców. Gdy taki niedźwiedź zostaje schwytany, po zaaplikowaniu tymczasowego środka usypiającego jest wysyłany z dala od miejscowości, gdzie może powrócić do dziczy. Strach wychodzić z domów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz