piątek, 22 września 2017

Recenzja filmu "Raw"

Dziś o "Raw", jednym z najbardziej oczekiwanych przeze mnie obrazów roku. Film - tak w trzech słowach - opowiada o młodej wegetariance, która po spróbowaniu mięsa przeistacza się w kanibalkę. Jest cudowny, ale nie spodziewajcie się po nim klasycznego horroru. Po zasłyszanych anegdotkach o mdlejących ludziach na seansach i zapoznaniu się z fabułą, oczekiwałem czegoś w stylu "Martyrs", "Haute Tension", "Frontière(s)" czy "Najście". Myślałem, że ta produkcja wpisze się w trend ostatnich głośnych francuskich horrorów, które cechuje duża brutalność, masa krwi i nastawienie na szokowanie widza.




"Raw", przynajmniej moim zdaniem, nie poszedł w tę stronę. Scen brutalnych czy obrzydliwych jest paradoksalnie niewiele i co najważniejsze, każda z nich czemuś służy i rusza opowieść do przodu. Film skojarzył mi się z "It Follows" sprzed kilku lat, z tego powodu, że oba podchodzą z dużym dystansem do opowiadanej historii. Fabuły "It Follows" nie można brać dosłownie, podobnie jest i tu.

Odebrałem go też trochę jak groteskę, bywa nawet zabawny, choć jasnym jest, że dostaniemy humor czarny. Obie produkcje podobne są również w warstwie realizacyjnej. Klimatyczna ścieżka dźwiękowa, fantastyczne zdjęcia i umiejętnie, dość nietypowo, budowane napięcie.

Odbiór wspomnianych filmów myślę będzie także podobny, zwłaszcza, że dystrybutorzy przy promocji "Raw" z pewnością chętnie skorzystają z tych anegdotek o mdlejących widzach i najstraszniejszym horrorze roku, dlatego wybierający się na seans mogą być nieco zaskoczeni produktem finalnym.

"Raw" podzieli widzów, ale da się nim zachwycać. Użyję nawet stwierdzenia, którego przed seansem nie oczekiwałem użyć w stosunku do tego dzieła - bawiłem się na nim świetnie i chciałbym zostać na dłużej w tej zadziwiającej wizji. Hipnotyzujące kino i niezwykle pociągające.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz