środa, 25 maja 2016

Od "Pushera" do "Drive'a" - recenzja filmu "NWR (Nicolas Winding Refn)"

Kontynuując temat Refna, jeśli pozwolicie (niewiele namyślał się twórca tego filmu nad tytułem swoją drogą), oto kolejny dokument o duńskim reżyserze. Choć w sumie zabrałem się do tego, nieładnie ujmując, od dupy strony, bo ostatni będzie "Gambler" z roku 2006.




W każdym razie pierwsze co rzuca się w oczy, to jak wiele treści udało się twórcy przekazać w ciągu tej godziny i czterech minutach. Po tym filmie jeszcze bardziej mnie uderza jak przeciętną reżyserką była Pani Corfixen (co zresztą zrozumiałe, to nie jej zawód), bo dysponując podobnym czasem w "My Life Directed" pokazała niewiele. Co prawda przekaz ogólny był zgoła odmienny - tam zmagania reżysera z kolejnym obrazem i jego rozterki wewnętrzne, tutaj notka biograficzna. Ale mimo wszystko. Dla przykładu: chwaliłem, że ciekawie przedstawiono proces twórczy. W "NWR" również znalazł się wątek z karteczkami na ścianie, z tymże towarzyszyła mu narracja samego Refna. 3-4 zdania i już wiemy w jaki sposób Duńczyk pracuje. Tam tego nie było.

W "NWR" dostajemy więc przegląd całej kariery reżysera do początków "Only God Forgives". W obserwacji pomaga nam Refn, który opowiada o wielu momentach i dodaje własne spostrzeżenia. Mamy również wywiady m.in. z Madsem Mikkelsenem czy Ryanem Goslingiem. Zawędrujemy również do dzieciństwa Refna, odkryjemy w jaki sposób został reżyserem. Wypowiedzą się jego rodzice, żona, pracownicy. Naprawdę masa wnikliwej treści.

Dokument obfituje także w świetne ciekawostki. Ulubionym filmem Refna jest np. "Teksańska masakra piłą mechaniczną" Toby'ego Hoopera. Albo takie, że duński twórca nauczył się czytać dopiero w wieku 13 lat, a jednym z jego hobby jest kolekcjonowanie zabawek (takich śmiesznych robocików). Miał w planach realizację czwartej części "Pushera", ale odtwórca jednej z ról trafił na 7 lat do więzienia i wszystko się rypło. Po katastrofalnie przyjętej trzeciej części zarzekł się, że nigdy już nie nakręci filmu w ojczyźnie (sam swoją drogą czuje się Amerykaninem). I wiele wiele innych.

Żałuję już, że została mi ostatnia godzina z Nicolasem, bo to naprawdę interesująca osoba, którą odkrywa się coraz bardziej z każdym następnym filmem i za każdym razem towarzyszy mi poczucie, że chciałbym tego więcej. Z drugiej strony, jak na takiego reżysera trzy dokumentalne filmy to naprawdę DUŻO. Kojarzycie choć jeden o dajmy na to Inarritu, czterokrotnym zdobywcy Oscara? Dlatego dobre i to.

Ocena: 8+/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz