niedziela, 7 lutego 2016

Kiedy ich zabijałem, nie wiedziałem, że na zawsze - recenzja filmu "Pif-Paf! Jesteś trup!"

"Pif-Paf! Jesteś trup!" brzmi trochę jak tytuł komedii. To jednak trudny dramat, opowiadający nadzwyczaj mądrze o wciąż aktualnych problemach. W mojej opinii, to jeden z najlepszych filmów traktujących o problemach nastolatków i wynikających z nich konsekwencji. Przeszedł właściwie bez echa, a powinien być obowiązkowo pokazywany we wszystkich szkołach na całym świecie.




Zaczyna się niewinnie. Styl kręcenia przypomina dokument, na próżno szukać tutaj znanych twarzy. Jedyną taką jest ta, należąca do Bena Fostera, który jednak w trakcie produkcji był kojarzony przez niewielką część widzów. Film nigdy nie był wyświetlany w kinach, w całości powstał dla kablowej telewizji Showtime, dziś znanej z takich hitów jak "Dexter" czy "Trawka". Od razu rzuca się w oczy, że powstał z myślą dla małego ekranu, ale w błędzie jest ten, który uzna to za jego wadę, ponieważ twórcy wyciągnęli z tych ograniczonych środków dosłownie wszystko.

Głównym bohaterem jest Trevor, zagubiony nastolatek, przez wszystkich uważany za odmieńca, tykającą bombę, która w każdej chwili może wybuchnąć. Porównanie to nie jest przypadkowe, bowiem to właśnie przy jej użyciu Trevor zagroził drużynie futbolowej, że pozbawi jej członków życia. Bomba okazała się jednak atrapą, Trevor został wysłany do psychologa, ale nie wydalono go ze szkoły. Przez uczniów nazywany terrorystą, błąka się po korytarzach, budząc strach i pogardę.

Jedynymi osobami, które starają się w Trevorze zauważyć kogoś więcej są nauczyciel, który obsadza go w głównej roli w kontrowersyjnej sztuce i nowa uczennica, która zagra w niej u jego boku. Zapomnijcie jednak o tanim moralizatorstwie, natychmiastowej przemianie Trevora i płomiennym romansie z poznaną dziewczyną, która otworzy mu okna na nowy, lepszy świat. To absolutnie nie film tego typu.



Nauczyciel, to współczesny Don Kichot, jak zresztą postrzega go koleżanka z pracy, który chce podjąć walkę z systemem, jednak to walka z wiatrakami. Chce dostrzec w Trevorze sumienie, nutkę człowieczeństwa, podejść do niego z innej strony niż reszta, ale w żadnym wypadku nie brnie ślepo z przekonaniem w jedyne słuszne wartości. Val stara się przede wszystkim zrozumieć zachowanie Trevora. Dochodzi do wniosku, że powierzenie mu roli w sztuce - jej bohaterem jest nastolatek, który po zamordowaniu swoich rodziców, wszedł z bronią do szkoły - pomoże mu stawić czoła swoim problemom. Obaj panowie mają różne opinie na pewne tematy, nauczyciel stara się wyzwolić w nim dobre cechy, ale przy okazji ma świadomość, że młodzieniec posiada niebezpieczną, mroczną stronę. Nierzadko też dochodzi między nimi do zgrzytów.

Trevor nie jest bohaterem jednowymiarowym, to jedna z największych zalet tego filmu obok podejmowanej problematyki. Nie wydaje się iść liniowym schematem scenarzysty, który prowadzi go do jedynego słusznego, z góry narzuconego finału. Wielokrotnie staje przed dokonaniem wyboru i nieczęsto obejmuje właściwą drogę. Popełnia błędy, obserwuje, uczy się i wyciąga wnioski, nie zawsze te, których byśmy sobie życzyli. Nie jest także postacią wybieloną, jedynym mędrcem pośród bandy baranów. Posiada mnóstwo wad, nie wszyscy zgodzą się z jego postępowaniami i nie każdy ujrzy w nim pozytywne cechy. Wszystko jednak co robi, ma swój określony cel. Czy słuszny czy nie, to twórcy pozostawiają do oceny widzom.

Film doskonale zagłębia się w psychikę zagubionych nastolatków, którzy nie znajdują zrozumienia wśród swoich rówieśników, rodziców, nauczycieli i stara się znaleźć źródło ich problemów. Mnóstwo tutaj mocnych scen o potężnym wydźwięku, jak chociażby ta, w której rodzice zamykają drzwi na klucz do swojej sypialni w obawie o swoje życie. Oni również nie stanowią trzeciego planu w tej opowieści, twórcom daleko do takich łatwych rozwiązań i zaglądają znacznie, znacznie głębiej. Rodzice starają się rozmawiać z synem, pomóc mu, ale nie są idealni i też nie zawsze w tym tkwi problem. Twórca podejmuje trudną tematykę, przy której łatwo popaść w banał. Tutaj takowego nie dostrzegłem, obserwacja środowiska dojrzewających nastolatków jest trafna, dialogi przy tym prostymi środkami mądrze i celnie puentują problematykę.

Ktoś powie, że przerysowaną. Że takie sytuacje występują naprawdę rzadko i nijak się mają do rzeczywistości. Że nas nie dotyczy, tylko Amerykanów. To prawda, że rzadko, ale wydarzenia takie jak w liceum Columbine przed laty czy całkiem niedawno w kinie w Aurorze przy okazji premiery filmu "Mroczny Rycerz powstaje" pokazują, że wciąż trzeba o takich sprawach mówić.

Zresztą film nie odnosi się tylko do młodzieży, która strzela do uczniów, ale podejmuje rozważania nad problemami nastolatków, które potrafią doprowadzić do wielu innych, strasznych rzeczy. Opowiada o przemocy w szkołach, tak zwanej "fali' i jak może być tragiczna w skutkach. Zaznacza, że to spotykani ludzie, rodzice, nauczyciele, koledzy, kształtują dojrzewającego człowieka. Wskazuje, że problem istnieje, pokazuje gdzie należy go szukać i jak starać się go rozwiązać. To film niezwykle ważny, który daje do myślenia i każe się zastanowić.

Ocena: 9/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz