wtorek, 3 listopada 2015

Sons of Anarchy. "Protect the club"

Witajcie w Charming. Miasteczku, które na pozór nie wyróżnia się niczym szczególnym w słonecznej Kalifornii. Miasteczku o wdzięcznej, ale także i ironicznej nazwie, bowiem Charming z urokliwym miejscem ma niewiele wspólnego. Tutaj współczynnik zabójstw czasem i przewyższa przestępcze Baltimore znane z kultowego "The Wire".


W miejscowości bowiem rządzą motocyklowe gangi, które nierzadko posuwają się do społecznie nieakceptowalnych środków, jak narkotyki czy morderstwa. Bohaterowie serialu, tytułowi "Synowie Anarchii", to członkowie grupy SAMCRO ("Sons of Anarchy Motorcycle Club, Redwood Original"). Dostajemy tu więc wszystko, czego moglibyśmy oczekiwać od takiej tematyki. Twarde, męskie charaktery, dla których liczy się tylko klub. Którzy ulice przemierzają na Harleyach, a ich życie wypełnia litrami lany alkohol, huczne imprezy, przygodny seks i nielegalne sposoby na uzyskanie pieniędzy. I choć nikt słów zorganizowana przestępczość czy mafia, wobec nich nie użyje, tak nie da się ukryć, że z takimi organizacjami łączy ich wiele punktów wspólnych.

Nie wszystkim się jednak taka droga podoba. Jax Teller, wiceprezydent SOA i syn założyciela klubu, znajduje stare dzienniki zmarłego ojca, w których opisał kierunek, w jakim chciał, by grupa podążała, ale nie dane było mu tego wcielić w życie. Pod ich wpływem, do Jaxa dociera, że poprzez handel bronią, narkotykami i inną nielegalną działalnością, klub w końcu może znaleźć się w sytuacji bez wyjścia, w której jedyną opcją będzie więzienie albo śmierć. Teller będzie chciał wprowadzić w klubie istotne zmiany, jednak nie każdemu się takie rozwiązania spodobają, zwłaszcza prezydentowi klubu, Clayowi.

Coraz częściej seriale opierają swoją siłę na silnej i piekielnie inteligentnej osobowości głównego bohatera. Tak było choćby w "The Shield", "Breaking Bad" czy "Dexterze", wymieniając najpopularniejsze przypadki. Podobnie jest tutaj. Jax Teller to człowiek z zasadami. Człowiek, który ustalił swój cel i wierzy w jego sens, usilnie starając się podążać wyznaczoną drogą, ku jego realizacji. Jak możecie się domyślać, nie wszystko na tej trasie będzie usłane różami i Jax w pewnym momencie będzie musiał dojść do wniosku, że osiągnięcie celu, które sprowadzi klub na właściwą ścieżkę, wcale nie jest tak proste, jak początkowo zakładał. Podobnie jak bohaterowie wyżej wymienionych seriali, Vic Mackey i Walter White, po drodze nie raz będzie zmuszony złamać własne zasady w imię "większego dobra".


Serialowi można wiele zarzucić, ale z pewnością nie będzie to zarzut dotyczący konstruowania osobowości głównego bohatera. Jax Teller jest bardzo złożoną i wyrazistą postacią. Mimo iż w pewnym momencie będzie można odnieść wrażenie, że już się go poznało, tak za chwilę może posunąć się do takich rozwiązań, których nikt by się po nim nie spodziewał. To osoba o dwóch twarzach, pod tym względem ma z kolei wiele wspólnego z Tonym Soprano ze słynnego serialu HBO. Z jednej strony kochający swoją rodzinę, a z drugiej nie wahający się użyć bezpardonowych środków, by ochronić klub. Jest rozdarty. Chciałby być jednocześnie wzorem do naśladowania dla swojego syna, jak i zachować lojalność wobec klubu, który jest dla niego drugą rodziną, jeśli czasem jej nie przewyższa.

W wywiadach twórcy, jak i aktorzy opisywali historię Jaxa Tellera jako analogię szekspirowskiego "Hamleta". Można w serialu znaleźć również cechy współczesnego westernu, gdzie miasteczkiem włada wyjęty spod prawa gang motocyklistów.

Wybór tytułu recenzji nie jest przypadkowy. Słowa "Protect the club", to sedno całego serialu. To opowieść o facetach, dla których liczy się tylko klub. Jego członkowie dla grupy są w stanie zrobić wszystko, poświęcić najważniejsze rzeczy i wybaczyć największe błędy. Klubowa kamizelka jest dla nich najistotniejszą częścią garderoby. Zresztą wykracza ona poza ogólne rozumienie ubrania. To dla nich coś więcej, noszą ją z dumą. Klub dla nich jest stylem życia, które bez wahania mogą za niego oddać. To także opowieść o prawdziwej męskiej przyjaźni. Członkowie klubu są jak rodzina, w której nie brakuje zdrad i wojen, ale dla przyjaciela są w stanie wiele poświęcić. Wystarczy wspomnieć, że słowo "protect" pada w serialu 259 razy, a jeszcze większą częstotliwością cieszą się "club" i "brother", odpowiednio 665 i 410 razy.

Co może jednak zaskakiwać w "Sons of Anarchy", to pozycja kobiet w tak naładowanym testosteronem serialu. I choć większość pojawiających się pań faktycznie pełni rolę dziewczyn na jedną noc, których zadaniem jest jedynie seksualne zaspokojenie członków klubu, tak nie można tego powiedzieć o głównych postaciach. Mowa tu przede wszystkim o bohaterce Katey Sagal, która wciela się w Gemmę Teller, żonę prezydenta gangu i matkę Jaxa, ale także o Tarze Knowles, Lyli czy agentce Stahl. Płeć piękna w serialu nie stanowi jedynie ładnie wyglądających przyzwoitek mężczyzn, a często są to wyraziste, wpływowe kobiety o bardzo silnej osobowości i mocnym charakterze.


Serial jest również zręcznie napisany i choć można odnieść wrażenie, że niektóre wyjścia z sytuacji i wydarzenia są naciągane, tak nie zaznacie tutaj poczucia nudy. Sporo się dzieje, każda akcja wywołuje reakcję, a każdy ruch bohaterów ma swoje późniejsze konsekwencje. Historia cały czas posuwa się naprzód. Nie odczujecie więc stagnacji, a wraz z rozwojem opowieści może się wydawać, że gorzej dla bohaterów już być nie może, by w kolejnym odcinku być zaskoczonym jeszcze jednym zwrotem akcji.

Opisując "Sons of Anarchy" nie można także nie wspomnieć o muzyce. Na ścieżce dźwiękowej dostaniecie wiele wspaniale brzmiących rockowych utworów. Serial nie jest doskonały, w ostatnich sezonach zwłaszcza traci formę, ale to wciąż mocna pozycja, która w odpowiednich dawkach łączy trzymającą w napięciu akcję z błyskotliwie poprowadzoną narracją.

Ocena: 8/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz